niedziela, 6 lipca 2008

Też chcę mieć zombie


Fido (2006)
Generalnie nie przepadam za komediowymi horrorami. Są wyjątki, oczywiście, jak choćby wczesny Peter Jackson, ale to specyficzny rodzaj kina i nazwanie takiej "Martwicy mózgu" komediowym horrorem to w zasadzie wtopa.
Ale kilka dni temu trafił w moje łapska kolejny wyjątek. "Fido". Czyli - w dużym skrócie rzecz ujmując - komedia o zombie. I to kolejna - po "Wysypie żywych trupów" - dobra komedia o zombie.
Początek klasyczny: tajemnicze promieniowanie z kosmosu sprawia, że zmarli wstają z grobów. Zaczyna się wojna. Na szczęście do akcji wkracza Zomcon - firma, która stworzyła system kontroli zombiaków. Zakładasz truposzowi obrożę, hamującą jego krwiożerczy instynkt i voila! zyskujesz służącego, pomocnika, a nawet - jeśli zajdzie taka potrzeba - przyjaciela. Trochę bezmyślnego i powolnego, ale za to posłusznego. Co prawda, obroża czasem się psuje, ale co tam... Najwyżej twój zombie zeżre jakiegoś wkurzającego sąsiada.
I tak to się pięknie toczy. Pomysł kontrolowania żywych trupów nie jest rzecz jasna nowy, ale tu wykorzystany naprawdę zabawnie. Na dodatek całość utrzymana jest w cukierkowo - pastelowej tonacji amerykańskiego kina z lat 50. - urocze przedmieścia, piękni ludzie, ogólna radość i spokój. Do tego dobra obsada: Carrie-Anne Moss, Dylan Baker i Billy Connolly jako tytułowy zombiak.
Nie ma sensu wymieniać filmów, na których wzorował się reżyser Andrew Currie. "Fido" nie jest bowiem żałosną parodią gatunku, raczej delikatną kpiną z jego schematów. Ale jednocześnie hołdem złożonym mistrzom. George'owi Romero powinien się podobać.

Fido
reż. Andrew Currie
Kanada 2006

Oficjalna strona filmu