wtorek, 5 kwietnia 2011

Shortcuts marzec 2011

THE AMENTA
v01d
Listenable
****
Australijskie zespoły metalowe jakoś rzadko wpadają mi w ręce. Właściwie poza Mortification i Parkway Drive nie znam chyba żadnych – i nie mówię o AC/DC i Airbourne, bo to nie do końca metal, chodziło mi raczej o takie formacje, co to ekstremalnie grają. No to niewiele wiem o australijskim metalu, a być może to spore niedopatrzenie. Bo „v01d” zrobiło na mnie spore, pozytywne wrażenie. Niby nic odkrywczego, coś, co zwykło się nazywać blackened death metal, ale dużo w tym świeżości, oryginalnych pomysłów, dobrych solówek, inteligentnie wykorzystanej elektroniki. Remiksy, które znalazły się także na krążku, kierują zaś twórczość The Amenta w stronę industrialu i to też mi się bardzo podoba. „v01d” to trzecia płyta Australijczyków i chyba najwyższa pora poszukać poprzednich. Zwłaszcza, że na drugiej („n0n”) gościnnie wystąpił Nergal (The Amenta kilka razy koncertowali u boku Behemotha) i Jason Mendonca z Akercocke. Skoro tay goście decydują się na udział w nagraniu płyty mało znanego – wówczas – zespołu z końca świata, to ten zespół naprawdę musi być dobry. I jest.



BURZUM
Fallen
Byelobog Productions
****
Mam z twórczością Varga Vikernesa niemały problem. Z jednej strony wspieranie działalności mordercy i zdeklarowanego rasisty wydaje mi się wysoce niemoralne, z drugiej – trudno nie zauważyć, że to artysta nieprzeciętnie utalentowany. I choć Burzum jako muzyczny projekt najlepsze lata ma już chyba dawno za sobą, najnowszy album dowodzi, że wciąż potrafi zaintrygować i fascynować. „Fallen” to druga płyta nagrana przez Vikernesa po wyjściu na wolność. Od wydanego przed rokiem „Belusa” znacznie ciekawsza i o wiele bardziej zróżnicowana. Burzum, od lat kpiący z kierunku, w jakim poszedł norweski black metal, wraca do tegoż gatunku korzeni, ale filtruje je przez własne muzyczne fascynacje i doświadczenia. W czasach bombastycznych, rozbuchanych produkcji w stylu Dimmu Borgir, Vikernes świadomie zachowuje brudne, surowe brzmienie. Niemal transowe gitarowe riffy wzbogaca przestrzennym klawiszy, blackmetalowy skrzek splata z czystym śpiewem, by nagle zaskoczyć obłąkanym śmiechem szaleńca (którym niewątpliwie w jakimś stopniu jest). Pozwala sobie nawet na niespodziewane uspokojenie nastroju – jak na ambientowych płytach nagrywanych w więzieniu. Sporo tu nietrafionych rozwiązań, ale ciągle słychać, że to dzieło muzyka, który w swoim stylu równych ma niewielu.  

THE HAUNTED
Unseen
Century Media
*****
Szwedzi z The Haunted niby cały czas podążają wytyczoną przez siebie ścieżką, ale z płyty na płytę nagrywają coraz ciekawszą muzykę. Melodyjne, thrashowe utwory zyskały jeszcze więcej, gdy wokalista Peter Dolving zaczął częściej śpiewać czysto (chwilami przypominając nawet Maynarda Jamesa Keenana z Tool). „Unseen” to także w dorobku The Haunted płyta z największym komercyjnym potencjałem – ale w tym przypadku to nie zarzut, za to olbrzymi komplement.

CAVALERA CONSPIRACY
Blunt Force Trauma
Roadrunner
***
Max Cavalera nagrywa chyba za dużo, powoli łapie bowiem zadyszkę. Druga płyta nagrana wspólnie z bratem Iggorem pod szyldem Cavalera Conspiracy porażką oczywiście nie jest – ciągle brzmi potężnie i wściekle, jakby obaj bracia chcieli nadgonić lata stracone na rodzinnych kłótniach. Jednak za mało tu ciekawych rozwiązań i dobrych numerów, żeby przebić debiutancki krążek „Inflikted”, o starych płytach Sepultury nie wspominając. Posłuchać warto, ale bez ciśnienia.

THE HUMAN ABSTRACT
Digital Veil
E1
*****
Na „Digital Veil”, trzecim studyjnym albumie Kalifornijczycy z The Human Abstract rozwijają swój pomysł na muzykę, osiągając przy tym prawdziwe mistrzostwo. Łączą potężne, ciężkie brzmienie z progresywnymi pejzażami. Niemal deathmetalowe wokale przeplatają czysto zaśpiewanymi partiami, techniczne gitarowe riffy mocno wspomagają elektroniką. Potrafią – także w bardzo dobrych tekstach – umiejętnie zrównoważyć metalową agresję i prawdziwą rockową poezję. Gdyby Brytyjczycy z Muse – może pod czujnym okiem kolegów z takich zespołów jak Meshuggah i The Dillinger Escape Plan – postanowili grać metal, mogliby osiągnąć podobny efekt. Ale wątpię, czy brzmiałby tak doskonale.
  
WHITHIN TEMPTATION
The Unforgiving
Roadrunner
**
Holenderska formacja Within Temptation promuje nowy album specjalnie stworzonym na te potrzeby komiksem oraz serią filmów animowanych. To jedyna nowość, bo choć grupa na dobre odeszła od celtyckich inspiracji, wciąż gra symfoniczny metal z gotyckimi naleciałościami. Bombastyczne kompozycje, podniosłe orkiestracje, a do tego ładny, chociaż czasem zbyt histeryczny wokal Sharon del Adel – każdy, kto słyszał wcześniejsze płyty Whithin Temptation, wiedzą, czego się spodziewać. Dziwią mnie entuzjastyczne recenzje płyty w zachodniej prasie: „The Unforgiving” faktycznie brzmi fantastycznie, ale muzycznie niewiele proponuje. Album jest metalowym odpowiednikiem sagi „Zmierzch” - ładne opakowanie skrywa emocjonalną i ideową pustkę, ale wielu słuchaczy i tak da się nabrać. 

Brak komentarzy: