niedziela, 13 marca 2011

Shortcuts styczeń 2011

Nie nadążam. Naprawdę chciałem pisać więcej i częściej, ale nie dam rady – nawet od czasu do czasu wklejając teksty z „Kultury” i „Machiny”. Może więc uda się idea Shortcuts – czyli premiery miesiąca w pigułce. Oczywiście te, które słyszałem. I to nie wszystkie, pomijam rzecz jasna te, które udało mi się opisać, a inne, w shortcutach nie uwzględnione, mogą jeszcze się doczekać dłuższych recenzji.

myGRAIN
myGRAIN
Spinefarm Records
****
Trzecia płyta myGRAIN nie jest specjalnym zaskoczeniem – już wcześniej Finowie udowodnili, że potrafią sporo. Tym krążkiem mają jednak szansę przebić się do szerszej świadomości, z powodzeniem łącząc melodyjny death spod znaku Dark Tranquility, techniczną precyzję Strapping Young Lad i sporo klasycznego heavy metalu. Przebojowo, dynamicznie, zaskakująco oryginalnie. myGRAIN ma przed sobą przyszłość.  

SILENT STREAM OF GODLESS ELEGY
Navaz
Season of Mist
****
Ciekawostka od naszych południowych sąsiadów. Zaskakująco fajna, bowiem na hasło „folk metal” (a zwłaszcza śpiewany w śmiesznym języku) reaguję zazwyczaj ostrożnie. Czesi z Silent Stream... uprawiają heavymetalową cepelię, ale robią to z wdziękiem, a morawski folk, na którym opierają swoje kompozycje ma w sobie specyficzną, śpiewną nostalgię. Powinno spodobać się zarówno fanom Południcy i Żywiołaka, jak i Turisas, a nawet wielbiciele Jaromira Nohavicy znajdą tu coś dla siebie.  

ARCHITECTS
The Here and Now
Century Media
***
Zachodnia prasa rozpływa się w zachwytach nad czwartą płytą Architektów, ja tego entuzjazmu nie podzielam. Brytyjczycy są dla mnie wcieleniem tego co najlepsze i najgorsze w metalcorze: szybkie, techniczne i pomysłowe granie (plus) jest tu kontrowane obrzydliwymi emo-refrenami (minus, i to duży), a wszystko skomponowane według jednego schematu. Ocenę podwyższają jedynie gościnne występy wokalistów Comeback Kid i The Dillinger Escape Plan.  

BATTLELORE
Doombound
Napalm Records
***
Finowie z Battlelore byli dla mnie do niedawna zespołem nieznanym – ot, gdzieś tam o uszy obiła się nazwa, ale raczej z niczym jej nie kojarzyłem. „Doombound” to już ich szósty album, postanowiłem więc nadrobić zaległości, zwłaszcza, że przeczytałem, iż Battlelore inspirują się mocno prozą Tolkiena. W folk metalu nic to nowego, ale postanowiłem spróbować. A teraz wiem, że choć nazwę Battlelore będę już kojarzył, to jednak na nowe płyty jakoś intensywnie czekać nie będę. Rzetelna, solidna robota, ale nic więcej – po kilku przesłuchaniach nie został mi w głowie ani jeden numer, ani jeden riff, wyłącznie to, że jeszcze do niedawna nie wiedziałem, co to jest Battlelore.  


ONSLAUGHT
Sounds of Violence
AFM Records
*****
Miazga! Nie wiedziałem, czy po nowej płycie Onslaught (nigdy nie byłem przesadnym fanem Brytyjczyków) spodziewać się czegoś dobrego. A dostałem znacznie, znacznie więcej: jak na razie jedną z najlepszych płyt roku i nie sądzę, by wydarzyło się coś, co zepchnie ją z listy moich ulubionych albumów 2011. Podobnie jak nowy KYPCK (będzie w lutowych shortcutach) – choć gatunkowo to inna bajka – zachwyciła mnie od pierwszych sekund. Tempem, wściekłością, melodyjnością – Onslaught pokazali, jak się gra prawdziwy thrash. Amen.

1 komentarz:

Coleman pisze...

Tych Morawian już sobie zaznaczyłem do zdobycia i popróbowania. Folk folkiem, ale Čechomor płytę z Colemanem nagrał przecież :)