sobota, 29 stycznia 2011

Diabeł w Japonii

IN CRISIS
Defiled
Season of Mist
2011
***

System wierzeń i mitologii Wschodu jest tak skomplikowany, że Japończycy musieli sobie pożyczyć diabła z Zachodu. Przynajmniej muzycznego – Defiled jest bowiem grupą wiernych akolitów wszelakich szatanów z Florydy, by wymienić choćby Obituary, Morbid Angel czy Deicide. Ewentualnie szatanów nowojorskich, jak Cannibal Corpse.
Problem w tym, że zachodnim szatanom ten akurat japoński mógłby czyścić buty. „In Crisis” nie jest złą płytą – słychać w niej i pasję, i talent, i solidną producencką robotę Billa Metoyera, któy ma na koncie współpracę m.in. z Sacred Reich, Slayerem, Atrophy i Flotsam and Jetsam. Ale oryginalności specjalnie tu nie ma. Wiem, takie są wymagania gatunku, ale każdy, kto choć trochę słuchał w życiu death metalu, niemal wszystko, co na „In Crisis” się znalazło, już usłyszał. Zagrane w obłąkańczym tempie kawałki i studzienny wokal Kenjiego Sato zlewają się w jedną całość, a poszczególne utwory – z małymi wyjątkami – odróżnić od siebie trudno. Encyclopaedia Metallum ma przy opisach poszczególnych zespołów bardzo przydatną rubrykę pod hasłem „Lyrical themes”. W przypadku Defiled pojawiają się tam hasła następujące: vengeance, wrath, anger, domination, hatred. Doskonałe uzupełnienie obrazu muzyki Japończyków.
Może wpływ na to wszystko miało zamieszanie w szeregach Defiled. Poprzedni album ukazał się osiem lat temu, wielu fanów zdążyło pewnie już o grupie zapomnieć, a z oryginalnego składu ostał się jeno gitarzysta Yusuke Sumita. Nie mam szczerze mówiąc pojęcia, jaki to miało wpływ na muzykę grupy – na krążku „Divination” (2003) to Sumita jest wymieniony jako kompozytor większości utworów, ale aranżacje są przypisane całemu zespołowi. I to był dobry album.
A nowy dobry już nie jest. To raczej ciekawostka, do posłuchania dwa, trzy razy i zapomnienia. Do czasu, gdy Defiled znów postanowi o sobie przypomnieć. Ja jednak na ten moment specjalnie czekać nie będę.

Brak komentarzy: