sobota, 12 stycznia 2008

Sinister Six

Czysto teoretycznie lista najlepszych filmów roku powinna liczyć przynajmniej dziesięć pozycji. Tak się jakoś przyjęło. Ale wybranie dziesięciu najlepszych horrorów pokazywanych w polskich kinach w 2007 roku oznaczałoby wpisanie na tę listę filmów, które na to nie zasłużyły. Od biedy można tam umieścić chociażby "28 tygodni później", ale to jednak nie do końca udany film. Albo "Straż dzienną", ale to dla odmiany raczej urban fantasy, a nie horror. Będzie więc filmów pięć i jedno specjalne wyróżnienie. A i tak pierwsze miejsce może od razu budzić wątpliwości, bo to też nie do końca kino grozy...

1. LABIRYNT FAUNA, reż. Guillermo del Toro
Nie tylko kino podszyte niepokojem, ale także wspaniałe dzieło sztuki. Perfekcyjnie przemyślane, świetnie skonstruowane i fenomenalnie wprost nakręcone (wszelkie pochwały kierować należy do genialnego operatora Guillerma Navarro). Jeden z najważniejszych filmów, jakie w ogóle trafiły w ubiegłym roku do polskich kin. I kolejny dowód talentu del Toro, który - choć w Hollywood rozmienia się na drobne - nie stracił reżysrskiego instynktu. I gdy tylko nie ma nad sobą nadzoru amerykańskich producentów, pokazuje na co naprawdę go stać. Jeśli kiedykolwiek uda mu się spełnić reżyserskie marzenie, czyli zrealizować adaptację "W górach szaleństwa" Lovecrafta, mam nadzieję, że będzie mógł to zrobić od początku do końca po swojemu.

2. PLANET TERROR, reż. Robert Rodriguez
Kapitalna zabawa konwencją i schematami. Wszystko, czego można się spodziewać po tandetnym horrorze o zombie, znalazło się w filmie Rodrigueza. Plus fenomenalny fałszywy zwiastun "Machete" - na tyle entuzjastycznie przyjęty, że Rodriguez zdecydował się na nakręcenie całego filmu.

3. THE HOST - POTWÓR, reż. Bong Jeon-ho
I znów film, który nie jest czysty gatunkowo, bo to i monster movie, i komedia, i dramat... Zabawny, świetnie zrealizowany, świeży. A jednocześnie hołd złożony m.in. klasycznej wersji "Godzilli". I choć mocno antyamerykański w swojej wymowie (to armia USA odpowiada za "narodziny" potwora), sequel powstanie już w dużej mierze za pieniądze z Hollywood. Jest spora szansa, że nie wyjdzie mu to na dobre.

4. 1408, reż. Mikael Hafstrom
Kilkustonicowe opowiadanie Stephena Kinga rozciągnięte na 100 minut filmu. Trochę niepotrzebnie, bo gdyby zrobić z tego godzinną opowieść, byłaby to jedna z lepszych ekranizacji Kinga w ogóle. Tak jest trochę przegadane, trochę efekciarskie, ale i tak bardzo przyzwoite patrzydło. Bardzo dobra rola Johna Cusacka podbija automatycznie ocenę.

5. HALLOWEEN, reż. Rob Zombie
Niby nie powinno tu tego filmu być. To w końcu remake, który nie dorasta oryginałowi do pięt. Ale nowa wersja "Halloween" coś jednak w sobie ma: odpowiednią dawkę okrucieństwa, dobrą rolę Malcolma McDowella, niezłą muzykę. To niby wciąż za mało, ale mnie dodatkowo przekonało coś, na co większość krytyków mocno narzekała - opowieść o dzieciństwie Michaela Myersa. Pierwsza połowa filmu jest zdecydowanie lepsza od drugiej. No i nie ściągnięta od Carpentera.

Wyróżnienie: KRZESŁO DIABŁA, reż. Adam Mason
Filmu nie było w kinach poza pokazami w ramach Horrorfestiwal.pl. Dlatego wyróżnienie. Ale warto o nim pamiętać, nie tylko dlatego, że wygrał wspomniany festiwal. To mocne, cholernie krwawe, niegłupie i przewrotne kino. Dla ludzi o mocnych nerwach i mocnych żołądkach, ale dalekie od tandety serwowanej przez Hollywood. Brytyjczycy zawsze potrafili robić dobre filmy grozy. To kolejny dowód.

I na zakończenie - rozczarowanie roku.
HANNIBAL. PO DRUGIEJ STRONIE MASKI, reż. Peter Webber
Fatalna ksiąźka, film niewiele lepszy. Totalnie zmarnowana postać Hannibala Lectera. Ładny pod względem wizualnym (Webber nakręcił wcześniej bardzo dobrą "Dziewczynę z perłą"), ale to niestety już nie wystarcza.

Brak komentarzy: